Uzależnienie od biegania

O_15_000030

Złapać dystans.

Na różnych biegowych fanpejdżach na Facebooku często pojawiają się komentarze zadowolonych z siebie biegaczy, którzy okraszając swoje wypowiedzi kilkoma uśmiechniętymi emotkami, stwierdzają, że są uzależnieni od biegania. Spotkałam się także nie raz ze zdaniem, że lepiej być uzależnionym od sportu niż od papierosów. Cóż, lepiej od papierosów niż od heroiny, prawda? A jednak uzależnienia od papierosów nikt nie traktuje tak lekko. Śmiem twierdzić, że ludzie, którzy o uzależnieniu od biegania mówią z taką lekkością i radością, uzależnieni wcale nie są, po prostu bardzo lubią biegać.

Uzależnienie oznacza jedno – to, że coś zaczyna panować nad Twoim życiem. Nieważne co: alkohol, papierosy, czekolada czy bieganie. Oczywiście człowiekowi długo wydaje się, że to on nad wszystkim panuje, że może przestać. Przy papierosach oszukiwać się trudniej, palacze raczej nie mają problemu z przyznaniem się do nałogu. Z alkoholem już trudniej, bo granica bywa cienka, nagle ochota na piątkowy kieliszek wina zmienić się może w przymus wypicia tego kieliszka. A jak jest z bieganiem? Tutaj też granica jest cienka. Wiadomo, że doba nie jest z gumy, jeśli chcemy mieć wyniki, z wielu rzeczy musimy zrezygnować. Jeśli w soboty rano robisz długie wybieganie, to zrezygnujesz z piątkowej imprezy. Jak chcesz pobiegać po południu, to zrezygnujesz z golonki z kapustą na obiad. Pojawia się jednak taki moment, że brak możliwości treningu powoduje reakcję, której sami byśmy się po sobie nie spodziewali. Jakby świat się kończył. Jakby wydarzyło się coś złego. Jest złość, płacz, nie można znaleźć sobie miejsca. Nie martwi człowieka choroba, na jaką zapadł, tylko to, że nie może biegać. Może zdarzyć się tak, że całe życie zostaje podporządkowane bieganiu. I nie chodzi mi o zwykłe zmiany w kalendarzach biegaczy, w których coraz mniej miejsca na seriale i weekendowe szaleństwa, coraz więcej na wybiegana i rozciąganie. Chodzi o zaniedbywanie codziennych obowiązków „bo trening”. Góra garów w zlewie, lodówka pusta, zlecenie leży i kwiczy, ale biegacz ma trening. O zaniedbywanie zdrowia. Katar, stan podgorączkowy, przetrenowanie – sytuacje, w których lepiej trochę odpuścić, odpocząć. Człowiek uzależniony ciężko je znosi. U wielu biegaczy pojawiają się w takich sytuacjach objawy odstawienia. Będzie myślał o bieganiu, o tym ile mógłby dziś przebiec, będzie zły, smutny, bo nie może biec. Kiedy cierpi na bieganiu życie rodzinne, zawodowe, towarzyskie, kiedy nie ma czasu dla przyjaciół, dzieci, na rozwój innych dziedzin życia, oznacza to, że bieganie panuje nad nami, nie my nad nim. Że przestało być pasją, a stało się zniewoleniem. Brzmi górnolotnie, ale taka jest prawda. Trochę jak ze zdrowym odżywianiem. Fajnie, jak ktoś dba o to, co wrzuca do brzucha, jeśli jednak obsesyjnie unika wszelkich niezdrowych produktów, ma wyrzuty po zjedzeniu ciastka, a jego życie jest zdominowane przez układanie jadłospisów, to wiadomo, że coś jest nie halo. Że nie o to chodzi. Uzależnienie od biegania niszczy nie tylko psychikę. Nie tylko jest groźne dla kontaktów międzyludzkich (wiem, że nie widzieliśmy się 5 lat, ale wiesz, jutro mam w planie mocne podbiegi), ale też dla zdrowia fizycznego. Nie pozwala odpocząć, Ułatwia bagatelizowanie kontuzji. Nie ma w nim nic dobrego! Otarłam się o to i w odpowiednim momencie potrafiłam powiedzieć: stop. Ale są ludzie, którzy nie potrafią.

Oczywiście, nie da się jednoznacznie ocenić czy człowiek jest uzależniony czy też nie. Czy po prostu jest pełen samodyscypliny i zdeterminowany na osiągnięcie celu. Powstaje więc pytanie: co jest Twoim celem? Radość z treningu, odstresowanie, nowa życiówka, nowa sylwetka? Czy po prostu musisz, bo inaczej świat wali się na głowę?

Dodaj komentarz